Światowe Dni Młodzieży – Panama 2019

20. stycznia 2018 roku zostałam laureatką konkursu Rejs Niepodległości – jeszcze wtedy nie wiedziałam, z jak wielką przygodą i wspaniałymi przeżyciami wiąże się ta wygrana.

Pierwszą częścią nagrody był rejs polskim żaglowcem Dar Młodzieży. Rejs Niepodległości został zorganizowany przez Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej we współpracy z pallotyńską fundacją misyjną Salvaggi oraz Akademią Morską w Gdyni. Podróż statkiem dookoła świata, którego punktem kulminacyjnym było stacjonowanie w porcie panamskim podczas Światowych Dni Młodzieży, była wyrazem uczczenia setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Miałam przyjemność zakwalifikować się na pierwszy odcinek rejsu (Gdynia-Tallin-Kopenhaga) i na dwa tygodnie stać się członkiem załogi Daru Młodzieży.

20. maja, po uroczystej Mszy Świętej w macierzystym porcie żaglowca – Gdyni, wypłynęliśmy w rejs dookoła świata. Szybko okazało się, że morska podróż jako praktykant (bo tak nas określano i traktowano na równi z uczniami Akademii Morskiej) nie należy do najprostszych i samych przyjemnych zadań. Czterogodzinne wachty w ośmiogodzinnych odstępach oraz tzw. „dobówki” co trzy dni dawały mocno w kość i sprawiały, że ciągle chodziliśmy niewyspani. Dzień rozpoczynał się o 6:45 porannym rozruchem, czyli ćwiczeniami fizycznymi, później szybkie śniadanie, by o 8:00 zdążyć na podniesienie bandery. Podczas apelu komendant przekazywał nam najważniejsze informacje dotyczące bieżącej sytuacji na morzu, statku i najbliższych portach, następnie każdy rozchodził się do swoich zadań.

Podczas wachty musieliśmy być ciągle na pokładzie i wykonywać polecenia bosmana: stawiać żagle, brasować reje, klarować liny, czuwać na steroku, wypatrując potencjalnego zagrożenia, a także wykonywać wszystkie czynności związane z pracami porządkowymi i konserwatorskimi, np.: szorować pokład, czyścić mosiężne części statku. Nie zabrakło również dużo mniej entuzjastycznych czynności jak obieranie ziemniaków (ale, żeby było romantycznie – obieraliśmy je nocą). Mieliśmy również okazję nawigować statkiem i sterować nim pod czujnym okiem oficerów Daru Młodzieży. Jako praktykanci musieliśmy również przejść szereg szkoleń związanych z bezpieczeństwem na statku. Uczono nas wchodzenia na maszty i stawiania żagli oraz udzielania pierwszej pomocy i ewakuacji ze statku. Każdy z nas musiał również nauczyć się olinowania statku, nazewnictwa masztów, rei oraz komend bosmana, aby w razie potrzeby szybkiego zareagowania, np. podczas sztormu każdy wiedział co ma robić, kiedy bosman gwiżdże dwa krótkie dźwięki.

Podczas „dobówek” wykonywaliśmy prace porządkowe pod pokładem: pomagaliśmy w kuchni, w mesie studenckiej i oficerskiej (czyli odpowiednio – stołówce dla praktykantów i stałej załogi), mieliśmy również zadanie pilnować czystości w toaletach, pralni i na korytarzach. Mimo wielu obowiązków i towarzyszącego nam zmęczenia znajdowaliśmy czas na spotkania towarzyskie, wspólne śpiewanie, granie w planszówki, a w portach na zwiedzania miast, w których stacjonowaliśmy. Wieczorem wiele osób wychodziło na pokład by podziwiać zachodzące Słońce. Wytrwali wstawali o świcie, by zobaczyć wschód.

Moja przygoda na Darze Młodzieży zakończyła się w Kopenhadze. Schodząc z pokładu zabrałam ze sobą nie tylko wspomnienia pięknych widoków i ciężkiej, choć fascynującej pracy na morzu, ale przede wszystkim lekcję zaufania. Zaufania do drugiego człowieka, który stoi obok mnie na maszcie i nie pozwoli mi spaść, zaufania do koleżanki/kolegi z wachty, którzy w razie potrzeby udzielą mi pomocy, zaufania do osób sterujących statkiem, że wiedzą gdzie i w jaki sposób poprowadzić statek, i zaufania do Boga, bo gdy traci się ląd z zasięgu wzroku, a wokół widać tylko wielką wodę, trudno nie wznieść oczu do góry i nie zawierzyć swojej podróży Najwyższemu.

Wygrana konkursu obejmowała również uczestnictwo w Światowych Dniach Młodzieży w Panamie. Dzięki temu miałam możliwość spędzenia 3 tygodni w tym kraju – zwiedziłam wiele pięknych miejsc, poznałam ciekawych ludzi i kulturę Panamczyków, a przede wszystkim wzięłam udział w spotkaniu młodych z całego świata, któremu przewodniczył papież Franciszek.

cof

Do Panamy zawitaliśmy 12 stycznia 2019, gdy dotarliśmy do parafii Anton , gdzie zostaliśmy zakwaterowani. Powitali nas radośni Panamczycy – śpiewali, klaskali, machali do nas i mimo bariery językowej (językiem urzędowym Panamy jest hiszpański, w mniejszych miejscowościach ludzie nie znają języka angielskiego) wiedzieliśmy, że cieszą się z naszego przybycia. Panamczycy przyjęli nas do swoich domów i dzielili się z nami wszystkim, co mieli. Codziennie przyrządzali dla nas posiłki, zabierali nas na spacery, wozili z okolicznych wiosek na msze święte do kościoła w Anton, udostępniali szkolne sale na spotkania i hektolitrami wlewali w nas wodę, która była dla nas niezbędna z powodu panującej temperatury (32-36 st. C).

W czasie pobytu w parafii Anton uczestniczyliśmy w mszach świętych, które na zmianę prowadzili polscy i panamscy księża, dzięki temu zarówno my – pielgrzymi, jak i tubylcy, mogliśmy zobaczyć jak wygląda sprawowanie Eucharystii w dotąd nieznanej nam kulturze, ale również pomodlić się w swoim języku. W chwilach przeznaczonych na odpoczynek mieliśmy zapewnione różnego rodzaju atrakcje: często jeździliśmy na plaże, by wykąpać się w oceanie, zwiedziliśmy również park krajobrazowy w pobliżu wulkanów, a gdy zostawaliśmy w mieście, wolontariusze przygotowywali pokazy narodowych tańców przy dźwiękach tradycyjnej muzyki.

Jako laureaci Rejsu Niepodległości wraz z muzykami i tancerzami Siewców Lednicy i Gospel Rain przygotowywaliśmy koncert „Polska dla Panamy” – dlatego codziennie musieliśmy również wygospodarować czas na próby chóru i tańców. Przygotowania do tego wydarzenia zaczęliśmy już w Polsce. Dla mnie, jako osoby związanej z muzyką, był to wspaniały czas, mogłam zaśpiewać w potężnym 40-osobowych chórze wraz z profesjonalistami. Codzienne, czasem kilkugodzinne próby w skwarze wyciskały z nas siódme poty, ale efekt naszej pracy był niesamowity. Koncert odbył się 23. stycznia  w Panama City – stolicy Panamy na placu przy wielkiej galerii handlowej Albrook Mall, w pobliżu której w 1983 roku mszę świętą odprawił  Jan Paweł II. Pod sceną zgromadził się ponad czterotysięczny tłum nie tylko Polaków i Panamczyków, ale również osób z innych krajów, których narodowość można było odgadnąć po flagach, jakie powiewały ponad ich głowami. Po uroczystej mszy świętej rozpoczęliśmy koncert hymnem Światowych Dni Młodzieży z Polski – wszyscy śpiewali z nami. Oprócz utworów chóralnych, widzowie mogli usłyszeć również występy solowe, m. in. Darka Malejonka, Olgi Szomańskiej i Marcina Wyrostka. Ostatnim utworem był hymn Światowych Dni Młodzieży w Panamie, który sprawił, że tłum jeszcze bardziej się ożywił. Na koniec, zupełnie spontanicznie Polacy zaprosili wszystkich do zatańczenia Poloneza oraz Belgijki.

Gdy emocje po koncercie opadły, nadszedł dzień spotkania z Ojcem Świętym. 24 stycznia zgromadziliśmy się na Campo Santa Maria la Antigua – Cinta Costera, aby powitać Papieża Franciszka w Panamie. Brak dobrej widoczności na scenę z ołtarzem zrekompensowało mi miejsce tuż obok alejki, przez którą przejeżdżał Ojciec Święty. Nerwowe wyczekiwanie na ujrzenie Papieża podsycały okrzyki niosące się falą podążającą za Papa Mobile, obwieszczającą, że za chwilę na horyzoncie zobaczymy biały pojazd. Mimo że widok uśmiechniętego Ojca Franciszka, machającego do nas trwał tylko kilka sekund, to na ten moment świat dla mnie stanął w miejscu i dech zaparło w piersiach. Kilkukrotnie odtwarzałam potem nagrany na telefon filmik, by poczuć to jeszcze raz. Gdy Papież dotarł na scenę, rozpoczęła się uroczystość powitalna, podczas której zabrał głos arcybiskup Panamy José Domingo Ulloa oraz młodzi ludzie ze wszystkich kontynentów. Po części artystycznej: śpiewach i tańcach, wysłuchaliśmy Słowa Bożego. I w końcu nadszedł moment, gdy usłyszeliśmy „Dobry wieczór!” z ust Papieża Franciszka. Tłum się ożywił – krzykom i oklaskom nie było końca. Podczas orędzia Ojciec Święty podkreślił, że mimo różnic jakie nas dzielą: innych języków, tradycji, historii, to nasze spotkanie świadczy o tym, że jesteśmy w stanie się zjednoczyć w Imię Jezusa Chrystusa, co czyni nas – młodych „mistrzami i budowniczymi kultury spotkania”. Ojciec Święty nawiązał również do słów hymnu światowych dni młodzieży „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”, zachęcając nas do podążania za Chrystusem na wzór Maryi. Po błogosławieństwie udaliśmy się do naszych domów noclegowych. 

Następnego dnia wieczorem odbyła się Droga Krzyżowa. Postanowiłam wraz z koleżanką, udać się na miejsce uroczystości dużo wcześniej – 40-minutowa wędrówka po sektorach zarezerwowanych dla pielgrzymów zaowocowała miejscem z dobrym widokiem na scenę. Bez trudu mogłyśmy dostrzec biały habit Papieża Franciszka, który w ciszy pojawił się na scenie. W odróżnieniu od radosnych i spontanicznych hałasów dnia poprzedniego, piątek był dniem kontemplacji. Tłum pielgrzymów w ciszy wodził wzrokiem za przemieszczającym się w towarzystwie tancerzy  drewnianym krzyżem i wsłuchiwał się w rozważania inspirowane m.in. rekolekcjami, jakie kard. Karol Wojtyła wygłosił w Watykanie w 1976 r. pod hasłem „Znak sprzeciwu”. Na koniec Ojciec Święty przemówił do zgromadzonych. Przypomniał, że Droga Krzyżowa Chrystusa trwa nadal w cierpieniu każdego człowieka. Upomniał nas, abyśmy nie byli obojętni na zło wyrządzane innym.

Następnego dnia, po śniadaniu w naszych domach noclegowych, wyruszyliśmy pielgrzymką na miejsce Czuwania, które odbyło się na Campo San Juan Pablo II. Obdarowani przez wolontariuszy prowiantem na cały wieczór i poranek, zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Rozłożyliśmy koce i maty, zjedliśmy kolacje, po czym gromkimi brawami przywitaliśmy Ojca Świętego. Czuwanie rozpoczęło się od spektaklu tanecznego, prezentującego drzewo życia, po czym dwoje młodych ludzi opowiedziało świadectwo swojego życia i nawrócenia. Papież Franciszek skierował do nas słowa, w których nawiązywał do wcześniejszych występów. Przypomniał nam o tym, że życie to nie los wygrany na loterii, ale zaproszenie przez Jezusa do historii miłości, dlatego musimy je szanować i w pełni świadomie je przeżywać. Za wzór do naśladowania przedstawiał Maryję, która bez wahania i z całą odpowiedzialnością zawierzyła się Bogu. Po homilii Ojca Świętego został wystawiony Najświętszy Sakrament i nastąpiła wielka cisza. Widok kilkutysięcznego tłumu głów wpatrzonych w malutką Hostię i pogrążonych w niemej modlitwie musiał być niesamowity. Po kilku minutach rozpoczęła się modlitwa dziękczynno-błagalna w formie rozważań czytanych przez wiernych, przeplatana śpiewem. Następnie papież Franciszek pobłogosławił nas wystawioną monstrancją i zawierzył młodych uczestników Matce Bożej przed oryginalną figurą Matki Boskiej Fatimskiej, która została sprowadzona do Panamy specjalnie na Świtowe Dni Młodzieży. Figura wyruszyła w procesji różańcowej dookoła placu… nawet nie pamiętam, na którym paciorku różańca zasnęłam.

Następnego dnia rano, zbudzili nas prowadzący uroczystości ŚDM, wykrzykując powitanie w kilku językach. Po otrzepaniu się z trawy, kurzu i pająków (tak, było ich tysiące), po szybkiej toalecie i śniadaniu z resztek, jakie zostały z poprzedniego dnia, przygotowaliśmy się do ostatniego już spotkanie z Ojcem Świętym – Mszy Świętej Posłania. Podczas kazania Papież Franciszek zwrócił naszą uwagę na teraźniejszość, przypominając, że młodość nie jest jakimś stanem przejściowym, który można spędzić nad snuciem planów na idealną przyszłość, ale rzeczywistością, w której powinniśmy zawierzyć się Bogu i zbudować braterską wspólnotę opartą na miłości. Podczas mszy panamskie słońce mocno paliło skórę, a woda powoli się kończyła, ale gdy nadszedł czas Komunii, nie było to ważne. Pamiętam, że trudno było mi skupić się na modlitwie w tak ogromnym tłumie ludzi, ale mimo to, przeżyć Eucharystię, której błogosławi Ojciec Święty jest bezcennym doświadczeniem.

Po mszy wróciliśmy do domów. Nadszedł czas pożegnania z gospodarzami, które nie było łatwe. Wymieniliśmy się prezentami i zapewniliśmy o pamięci w modlitwie. Na lotnisku czekał już na nas samolot. Po 12 godzinach w powietrzu znów znalazłam się w Polsce – zimnej i szarej. Przez jakiś czas naprawdę miałam wrażenie, że jestem jedyną uśmiechniętą i pełną energii osobą wśród moich znajomych – czy to panamskie Słonce, czy Ojciec Franciszek tchnął we mnie tę radość?

Tekst i fot.: Kinga Polit